Najczęściej ikonę pisze się w jednej, konkretnej intencji. Jednak, tym razem, pojawiła się cała lista próśb. Nic dziwnego, że nagle spiętrzyły się liczne trudności. Już po paru godzinach od rozpoczęcia warsztatów stwierdziłam, że nie starczy mi czasu, że moje umiejętności są znikome, że nie dam rady.
Wieczorem, szamocząc się z myślami, zasnęłam w błogim samorozgrzeszeniu, że zrezygnuję i inaczej wykorzystam czas dawno zaplanowanego urlopu, ale gdy się obudziłam, dzięki wsparciu ze strony nowo zawiązanej wspólnoty, nie było już śladu po wątpliwościach. Ikona ochoczo wezwała mnie do pracy. Trzeciego dnia przyszło natchnienie, by zawieźć ją z Kołobrzegu do Jerozolimy i tam poświęcić w Bazylice Grobu Pańskiego (zwaną też Kościołem Zmartwychwstania Pańskiego gr. Naos tes Anastaseos). Nie wiem, jak to się stało, ale kilka dni później miałam już w ręce bilet lotniczy do Tel Awiwu i wstępną rezerwację hostalu w Jerozolimie, co mogłoby zgoła wydawać się niewykonalne w przypadku planowana podróży last minute w okresie Świąt Wielkiej Nocy połączonej z żydowską Pessah (5-13 kwietnia). Sprawy potoczyły się szybko. A ikona poza małymi kryzysami, pisała się … lekko i zwiewnie. Koperta zaś z intencjami, które miałam pozostawić w Ścianie Płaczu, wypełniała się i rosła aż do ostatniego dnia, kiedy została oficjalnie zaklejona. Przed wyjazdem, pozostało do wykonania jeszcze jedno zadanie: opowiedzieć o Jerozolimie bezdomnym w Domu Miłosierdzia Bożego w Koszalinie oraz bywalcom katolickiej kawiarni „Kawa z duszą”. Ukończona ikona towarzyszyła mi podczas obu prelekcji, a goście i podopieczni kolejno dołączali swoje intencje. Pozostało parę dni do wylotu. Trzeba było pomyśleć o przetłumaczeniu dokumentu o pochodzeniu ikony wydanego przez księdza Proboszcza Andrzeja Pawłowskiego i zabezpieczeniu jej do przewozu.
Dnia 4 kwietnia dotarłam do Jerozolimy. Ikona została poświęcona w Bazylice Grobu Pańskiego przez franciszkanina OFM Manuela z Meksyku i złożona na krótką chwilę na kamieniu namaszczenia. Intencje powędrowały do Ściany Płaczu, po której tego popołudnia przemieszczały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Podjęłam też decyzję, że ikonę podaruję siostrom z Kongregacji Verbo Encarnado, które tuż obok Bazyliki Narodzenia Pańskiego prowadzą dom opieki dla 35 niepełnosprawnych dzieci. Po telefonicznym uzgodnieniu, została przez nie odebrana i pojechała z Jerozolimy do Betlejem. Wszystko to było możliwe dzięki datkom z kiermaszu misyjnego, który organizowany był w naszej parafii, za co z serca bardzo dziękuję. Zawiozłam też i inne dary, które zostały mi przekazane przez osoby prywatne. Niedługo chcę powrócić do Betlejem jako wolontariuszka, by wspomóc siostry w ich codziennej, pełnej trudu pracy. Nie każdy zdaje sobie sprawę, że choć Jerozolima, zazwyczaj pełna turystów, jako miasto zamiera w dni świąt żydowskiej Paschy i Wielkiego Tygodnia. Bary i sklepy są zamknięte, nie ma transportu publicznego. Nie kursują ani tramwaje, ani autobusy, ani pociągi. Wszędzie trzeba dojść pieszo i z dużym wyprzedzeniem, by zdążyć na procesje i kolejne nabożeństwa. Na nic zdało się wykupienie śniadań, bo msze od Wielkiego Piątku do wielkanocnego poniedziałku odbywają się w godzinach porannych, a bazylikę ze zgromadzonymi na liturgię wiernymi, zamyka się przeważnie godzinę przed mszą czyli około 7.00 rano. Dla pięciu towarzyszek wieloosobowego pokoju moja codzienna pobudka jeszcze przed brzaskiem była lekcją cierpliwości. Dziewczyny dzielnie znosiły odgłosy porannej toalety i odgłosu szeleszczących siatek. Wykazały sto procent tolerancji. Tu przypomina mi się fragment z Biblii o mądrych pannach. Te, które czuwały, miały lampy zapalone, były gotowe na przyjście Oblubieńca. Liturgia mszy w tych dniach jest bardzo uroczysta. Organy i chór, śpiew wiernych, zapalone świece. I nagle niespodzianka. Bazylikę podzielono kiedyś na strefy dla różnych tradycji z początków chrześcijaństwa i wierni modlą się w wielu językach, Do uszu dochodzą różne tony modłów. Pieczę nad Sanctum Sepulchrum sprawują: Kościół Katolicki obrządku łacińskiego (Zakon Braci Mniejszych), Prawosławny Patriarchat Jerozolimy (greckie prawosławie) i Apostolski Kościół Ormiański, a w ważne święta do obrzędów liturgicznych dołączają: Syryjski Kościół Ortodoksyjny, Koptyjski Kościół Ortodoksyjny i Etiopski Kościół Ortodoksyjny. Wierni co chwilę przemieszczają się, by torować drogę dla zwierzchników kolejnych kościołów kroczących według ściśle określonego porządku. Rozpoznaje się ich po bogatych, odświętnych ornatach. Wszyscy wierni śpiewają: „Święty, Święty Święty”, a wtedy Duch Święty rozpala serca ludzi wielu narodów i ras. Stają się braćmi i siostrami w wierze. Nie ma mikrofonów. Trudno usłyszeć w tej kakofonii dźwięków homilię Arcybiskupa Jerozolimy Pierbattisty Pizzaballa (dlatego teksty kazań wręczane są przed mszą). Ta wielka modlitwa wtopiona w wir procesji dokoła Grobu Pańskiego jest jak taniec wdzięczności za przeprowadzenie ze śmierci do życia. Chrystus Zmartwychwstał! Ale wcześniej była Ostatnia Wieczerza (msza w Wieczerniku), Święta Godzina w Bazylice Agonii na Górze Oliwnej i czuwanie w Ogrodzie Getsemani, Droga Krzyżowa (ulicami Via Dolorosa w pełnym skupieniu, słońcu i wszechobecnej codzienności), corocznie obrzędy: kontemplacja godzin męki i śmierci Chrystusa, zdjęcie z krzyża przy kamieniu Golgoty oraz namaszczenie i przeniesienie ciała do grobu. Potem już cisza, zstąpienie do piekieł i ANASTASIS (co w języku greckim oznacza „Zmartwychwstanie”).
W drugi dzień świąt pojechałam do Emaus (dzisiaj ta miejscowość znajduje się w obrębie Autonomii Palestyńskiej, a jej nazwa to Qubeibeh). Próżno pytać na dworcu autobusowym o cenę biletu do Emaus. Komputery nie ogarniają tematu. Trzeba mieć dużo szczęścia, by się tam wybrać z grupą. Na uroczystej mszy, biskup błogosławi chleb, a franciszkanie rozdają go wiernym. Ostatni dzień spędziłam w Jerozolimie, w miejscu upamiętniającym Wniebowstąpienie Jezusa, tam, gdzie kiedyś obiecał spotkać się z uczniami (Mt.28,7-10). A miejscem spotkania była Galilea (dzielnica Galilejczyków na szczycie Góry Oliwnej).
Czy wierzę w cuda? Tak, skoro ich na co dzień doświadczam.
Monika Dastych