Zdarzyło się tak, że od najmłodszych lat chciałam jechać na misje i to do dalekich krajów. Po co? By dotrzeć z Dobrą Nowiną o Jezusie do ludzi innych ras i kultur oraz nieść im ulgę i pomoc. Kupowałam kalendarze misyjne, słuchałam muzyki z filmu „Misja”, a fotografia Matki Teresy z Kalkuty postawiona na półce, zawsze żywo poruszała moją wyobraźnię.
W wieku 25 lat zostałam Mamą, ale „sprawy misji” nieustannie leżały mi na sercu i każdego roku podczas trwania tygodnia misyjnego żałowałam, że jeszcze nie tym razem i trzeba czekać, by to wezwanie Boże zrealizować. Rok po roku dodawałam do swojego życia jedną cegiełkę, jakąś umiejętność, która mogłaby przydać się na misjach. Nauczyłam się dwóch języków obcych, zdobyłam wykształcenie humanistyczne i medyczne. Dopiero niedawno ktoś powiedział mi, że istnieje coś takiego jak powołanie w powołaniu. Najpierw powołanie do bycia Mamą, a w nim zawarte powołanie do bycia misjonarką. Moja rodzina i przyjaciele, w tym dzisiaj mający już 31 lat syn, byli świadkami wielu moich starań i zmagań, by zrealizować i odpowiedzieć na to Boże wezwanie.
W końcu, kilka dni temu, udało mi się zakończyć roczną formację w werbistowskim Wolontariacie Misyjnym „Apollos”. Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie użyczało nam miejsca do organizowania comiesięcznych dni skupienia. Zawiązała się cudowna wspólnota osób z różnych stron Polski. Wyobraźcie sobie, że wcale nie jesteśmy młodzi. Trzon grupy stanowią osoby dojrzałe.
Jak niedawno mogliście przeczytać, w kwietniu tego roku osobiście wyruszyłam na tydzień do Izraela, by nawiązać tam kontakty z konkretnymi ośrodkami, które mogłyby nas przyjąć i wydaje się prawdopodobne, że dzięki temu, wszyscy pojedziemy do Ziemi Świętej.
Po powrocie z Jerozolimy, szybko napisałam i opracowałam projekt i wysłałam do Kongregacji Verbo Encanrado z prośbą o zatwierdzenie. To właśnie u stóp Bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem, siostry z Argentyny od lat, z wielkim oddaniem i poświęceniem prowadzą dom dla 35 dzieci niepełnosprawnych oraz dzieci ulicy.
Czy jesteście ciekawi, co tam będę robić? Do moich zadań będzie należało prowadzenie terapii dopasowanej do rodzaju niepełnosprawności każdego z dzieci. Zajmę się organizacją czasu wolnego, poprowadzę zajęcia z muzykoterapii i tańca, różne gry i zabawy. Z przyjaciółmi organizujemy teraz akcję zakupu materiałów potrzebnych do zajęć, by jeszcze przed moim wyjazdem wysłać paczkę. Oczywiście innym, ważnym aspektem jest codzienna pomoc wolontariuszy podczas wykonywania podstawowych czynności dnia codziennego: ubierania czy karmienia dzieci. Już w 2019 byłam wolontariuszką w tym domu, znam siostry i dzieci i z przyjemnością w sierpniu wrócę tam na okres trzech miesięcy.
Okazało się też, że dzięki temu, że dobrze znam język hiszpański, pojawiła się również szansa wyjazdu na misję do Ekwadoru. W listopadzie ubiegłego roku skontaktowałam się z Jego Ekscelencją Bp. Krzysztofem Kudławcem, nowo mianowanym biskupem diecezji Daule w Ekwadorze, który potwierdził możliwość przyjęcia mnie w Cantón Olón w prowincji Guayas. Znajduje się tam dom dla dzieci i młodzieży z trudnych środowisk. Prowadzi go misjonarka świecka. Pojadę tam na dwa miesiące. Do moich zadań będzie należała opieka pedagogiczna nad młodzieżą, udzielanie im wsparcia psychologicznego i pomoc w pracach związanych z prowadzeniem domu. Ośrodek przyjmujący gwarantuje lokum i wyżywienie.
Chciałabym wspomnieć, że droga misjonarza świeckiego nie jest usłana różami. O ile osoby duchowne, wyjeżdżające na misje mają wsparcie Kościoła – również pod kątem finansowym, to jednak świeccy są w odmiennej sytuacji. Na początku nie ma odpowiedzi na wiele pytań: jak i gdzie zdobyć środki na przelot samolotem, przejazdy wewnątrz odwiedzanego kraju, co z ubezpieczeniem zdrowotnym i na czas podróży? Trzeba wykonać obowiązujące w danym kraju szczepienia, zakupić podstawowe leki do apteczki, czasami leki konieczne w profilaktyce chorób tropikalnych jak np. malaria. Co zrobić z dobytkiem, który zostawiamy w swojej ojczyźnie? Co z opłatami za mieszkanie i innymi zobowiązaniami finansowymi? I wiele, wiele innych znaków zapytania. Aby zrealizować plan wyjazdu na misje trzeba przecież zrezygnować z pracy, a co za tym idzie utracić stałe źródło dochodów. Przechodząc już przez wiele trudności, dostrzegłam istotną potrzebę wypracowania prostej procedury i kanału wsparcia dla misjonarzy świeckich. Marzę o tym, aby przetrzeć ten zasypany szlak i aby inni misjonarze i wolontariusze mieli już o niebo łatwiej.
Na początku tej drogi, rzeczywiście bardzo potrzebne jest wsparcie, dlatego zwracam się do naszych parafian z prośbą o modlitewną i finansową pomoc.
Jeśli ktoś chce i może wesprzeć to dzieło poprzez wpłacenie darowizny na ten cel, to może to zrobić dokonując wpłaty na konto: Alior Bank o numerze: 12 2490 0005 0000 4100 0025 2461. Koniecznie w tytule przelewu należy zamieścić informację: darowizna dla Moniki Dastych na potrzeby misji.
Pozostaje także kontakt telefoniczny ze mną pod numerem telefonu 695 077 114, jeśli ktoś ma inny pomysł lub chciałby nawiązać współpracę.
Monika Dastych